Balla podruhýkrát v poľštine

Balla - Świadek

Balla v poľštine

Podruhýkrát

2. júna vychádza vo vydavateľstve Biuro Literackie (preklad Jacek Bukowski) zbierka poviedok s názvom Swiadek.

Prečítajte si ukážku z knihy v poľštine…           

Fragment zapowiada książkę Świadek, która ukaże się w Biurze Literackim 2 czerwca 2011 roku.


BALLA

Przemiana

Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego ranka z niespokojnych snów, stwierdził, że przemienił się w łóżku w jakiegoś koszmarnego robaka. Po kilku minutach ogromnego wysiłku i po wielu nieudanych próbach, w końcu udało mu się zsunąć czy raczej spaść z łóżka. Na wznak. Dopiero po dłuższej chwili bezradnego wymachiwania nóżkami udało mu się zmienić pozycję i podreptać do progu pokoju. Następnie wsparł się o ścianę, potrącił klamkę i pacnął na podłogę kuchni.

Matka siedziała przy stole.

Gregor wydobył z siebie jakiś pomruk, potem kolejny.

- Że co? - nie zrozumiała. - Mów wyraźniej.

- Jestem… - mamrotał Gregor - jestem… robakiem.

- Znów się zaczyna - szorstkim, ale jednocześnie i smutnym głosem stwierdziła matka i zawołała: - Chodźcie tutaj!

Gdy ojciec i siostra Gregora przybiegli z jadalni, zreferowała im oświadczenie syna. Ojciec zadzwonił po taksówkę i cała rodzina udała się do psychiatry, który ordynował w zamożnej dzielnicy.

- Robak? Ależ, Gregor, przecież to już sobie wyjaśniliśmy! - Psychiatra patrzył na pacjenta z pewnym niedowierzaniem, jakby nie był w stanie zrozumieć, czemu ten przychodzi do niego po raz kolejny z identycznym problemem.

- Jestem chrząszczem! Insektem! Co tu wyjaśniać?! - mamrotało stworzenie na kozetce, przebierając czułkami.

Lekarz zaczął przechadzać się po gabinecie, aż wreszcie przystanął przy oknie i po chwili oparł się o parapet.

- Niech pan podejdzie - rzekł oschle i skinął na Samsę, by i ten raczył podejść do okna. Robak zwalił się z kozetki na podłogę i ruszył nieporadnie w stronę psychiatry. Ten z irytacją huknął na niego:

- O Boże, czemu pan chodzi tak… no tak… A zresztą... Co pan tu przede mną odgrywa?! I tak nie uwierzę, że to pana maksimum… że nie potrafi pan lepiej! Założę się, że w swoim pokoju, kiedy nikt nie widzi, to bryka pan jak sarenka! Przecież chodzenie jest całkiem normalne, proszę pana!

Wreszcie Gregor oparł się przednimi kończynkami o ścianę i z mozołem zaczął się po niej wspinać.- No, żwawiej - ponaglał lekarz i nawet klepnął go po plecach.

Gregorowi z wielkim trudem udało się przyjąć prawie wertykalną postawę.

- Widzi pan? - powiedział ciepłym głosem psychiatra, a w jego głosie po raz pierwszy tego dnia pojawiła się nutka współczucia.

Gregor milczał.

Stali oparci przy oknie.

Dwa owalne ciała, dwie pary stwardniałych skrzydełek tuż obok siebie.

W dole na ulicy panował ożywiony ruch. W obydwu kierunkach przemieszczały się nieskończone szeregi chrząszczy.

Ernestowi

Wnuczkowie przyszli z wiadomości ą, że jej brat Ernest umarł.

Wprawdzie był od niej o rok młodszy, ale ostatnio ciężko chorował.

Babcia wysłuchała wnuków, a potem długo milczała.

Słychać było tykanie kuchennego zegara.

Kobieta siedziała bezwładnie w swym ulubionym fotelu przed telewizorem, którego nigdy nie wył ączała - ogl ądała wszystko jak leci, ale było widać, że w tej chwili na program nie zwraca uwagi.

Potem ledwie zauważalnie wyprostowała się i dość energicznie rzekła: - Marcelku, podaj mi kalendarzyk z kredensu. Pokaż... Albo nie trzeba, i tak gdzieś zapodziałam okulary do czytania. Poszukaj w nim… no, tam, gdzie s ą notatki, takiego zapisu: “Pocztówki na Boże Narodzenie”. Już masz? Dobrze. Więc dopisz, proszę: “Ernestowi już nie”.

Przełożył: Jacek Bukowski
Biuro Literackie

KK Bagala, PO BOX 99, 810 00 Bratislava 1